Mama wraca do pracy

Wrzucam #mamawracadopracy w instagramie i wyświetlają mi się kobiety, matki robiące sobie selfie przed lusterm (czy to się nazywa mirrorfie?), z wózeczkami na spacerach, na siłowniach i w klubach fitness, matki gotujące i uśmiechnięte, mamy przytulające dzieci. Tak się zastanawiam zatem czy te mamy faktycznie wróciły do pracy czy ich pracą jest prowadzenie domu, opieka nad dziećmi?

To i to jest pracą i za obydwa zajęcia kobiety powinny dostawać wynagrodzenie ale to temat na zupełnie inny post. Dziś, po tak długiej przerwie w niepisaniu chciałabym powrócić z tematem petardą, z czymś co zainteresuje i być może zainspiruje Was do dyskusji.

Postanowiłam od września wrócić do pracy, mój Gucio dostał się do żłobka więc teoretycznie nic nie stoi mi na przeszkodzie w realizacji tego celu ale… tak jest ALE i to duże. Po pierwsze nie mam gdzie wracać bo ostatnią pracę straciłam przez choroby moje i mojego dziecka, na które śmiałam brać L4 aby moja córeczka nie siedziała zasmarkana, z gorączką w przedszkolu, aby chronić w ten sposób nie tylko ją ale i inne zdrowe dzieci (być może dzieci pracowników państwowej instytucji w której wtedy pracowałam). Pan kierownik stwierdził, że brak pracownika na stanowisku jest niedopuszczalny i znalazł na moje miejsce panią, która już dzieci miała dawno odchowane więc choroby jej się nie imały jak mnie. Smutne w tej całej sytuacji było to, że mój szef obiecał zatrudnienie owej pani już dwa miesiące wcześniej, gdy ja byłam z córką w szpitalu na planowanej operacji (pół roku wcześniej umówionej) o czym on bardzo dobrze wiedział. No nic, życie. Przepraszam ale musiałam to Wam napisać…

Powracająca matka na rynek pracy to trudny pracownik, wszyscy zdajemy sobie z tego sprawę. Wchodzą tu aspekty psychologiczne jak zostawienie dziecka w placówce, z obcymi ludźmi czy zdrowotne jak częste infekcje, które prowadzą do zwolnień lekarskich czyli nieobecności pracownicy. To są dwa chyba najważniejsze czynniki, którymi martwią się kobiety wracające po macierzyńskim czy wychowawczym do pracy. Wiele z nich próbuje łączyć pracę z macierzyństwem ale prawda jest taka, że się nie da! Musisz mieć jakieś mocne wsparcie w postaci dziadków, opiekunki czy kogoś zaufanego, kto w każdej sytuacji Ci pomoże. Niestety aby być dobrym pracownikiem tracisz coś z macierzyństwa i na odwrót, nie da się być tu i tu jednocześnie bo doba jest za krótka a my jesteśmy tylko ludźmi. Dlatego też trochę nie dziwię się pracodawcom, że boją się zatrudniać matki małych dzieci.

Z drugiej strony nie zatrudnianie takich kobiet powoduje wypadnięcie ich z rynku pracy, większe socjale o które się zgłaszają ale też frustrację, depresję, obniżenie samooceny i często różne nałogi. W życiu nic nie jest czarno-białe, są też szarości i kolory tęczy 🙂 Podanie ręki matce szukającej pracy to coś niesamowicie pozytywnego! Danie jej szansy na pracę, godny zarobek i realizację siebie jako pracownika to inwestycja w przyszłość, nie tylko firmy ale i nas wszystkich. Dziecko wychowujące się w rodzinie, gdzie się pracuje, osiąga cele i zarabia na życie ma dobre wzory do naśladowania i nie miga się od pracy. Szkoda tylko, że gro pracodawców o tym nie myśli i boi się jedynie o częste zwolnienia chorobowe takich pracownic. Szkoda, że nie ma w naszym kraju systemu pomagającego w powrocie do pracy zawodowej młodej mamie. Mam tu na myśli bardziej elastyczne godziny pracy, możliwość home office, realna ochrona przed zwolnieniem z pracy, wsparcie psychologiczne czy coach.

Mój powrót na rynek pracy obecnie jest trudny. Miałam dwie rozmowy o pracę, z których niewiele wyniknęło. No może oprócz tego, że jeszcze bardziej zwątpiłam w drugiego człowieka, w drugą kobietę. O pierwszej propozycji nie będę zbyt dużo pisać, bo była to koleżeńska propozycja ale dowiedziałam się wtedy, żebym nie narzekała i brała 1500 zł na rękę (przy umowie B2B) bo to i tak dużo a ja mam nie marudzić bo w końcu długo mnie nie było na rynku pracy. Jeśli pierwsza praca mnie zasmuciła to druga mnie już zdołowała. Dostałam propozycję pracy na recepcji, czyli każdy wie z czym to się łączy, Taki front worker zawsze na miejscu, na pierwszej linii z klientami, kurierami, taki trochę przynieś-podaj-pozamiataj. Ok, pomyślałam sobie, że dam radę, biorę bo na koncie pustki a fajnie byłoby też wrócić do ludzi. Wstępnie się zgodziłam ale miałam potwierdzić rekruterce to końca tygodnia moją decyzję ostatecznie.

Praca miała być na umowę zlecenie co już mnie nie zachęciło ale trudno, chcę wrócić na rynek pracy więc zaakceptowałam to. Na rozmowie pomimo mojego pytania nie została mi podana konkretna kwota wynagrodzenia, tylko widełki. Zostały mi przedstawione obowiązki typowo recepcyjne, plus dbanie o porządek w biurze a w szczególności kuchni biurowej, wysyłki listów pocztą i kurierem itp. Ogólnie nic nadzwyczajnego, choć pani już na wstępnie zaznaczyła, że pracy dużo nie ma ale przychodzi duuuuużo paczek z chemią. Ok, dam radę.

W czwartek nagle zadzwoniła do mnie rekruterka z pytaniem czy się zdecydowałam bo tu wjechała paleta (tak paleta taka duża) do biura pełna butelek z chemią i trzeba to szybko rozpakować, policzyć i wysłać pojedynczo dalej. Zaskoczyła mnie totalnie i choć nadal byłam zdecydowana na pracę to podziękowałam. Dlaczego? Bo uważam, że rozpakowywanie palety ze środkami chemicznymi powinno odbywać się w magazynie, w odpowiednich warunkach. Co by było jeśli któraś z butelek byłaby uszkodzona w trakcie transportu? To tylko gdybania ale poczułam się tak, jakby ktoś chciał mnie wykorzystać. Czy zrobiłam dobrze? Nie wiem, nie czuję się też sama z tym dobrze bo wiem, że straciłam szansę na pracę, że w tym miesiącu nie zarobię nic, że może nie będę miała pieniędzy na świąteczne prezenty. Jednak po ostatniej pracy, gdzie kierownik wykorzystał mnie do zadań przekraczających kompetencje sekretarki a potem zwolnił, bo byłam 3 razy na L4 w ciągu dwóch miesięcy mam dość takiego traktowania.

Uważam, że każdemu pracownikowi należy się szacunek, godziwe wynagrodzenie i dobre warunki pracy. To nie są czasy niewolnictwa, wszyscy jesteśmy równi nawet jeśli ktoś jest prezesem banku a ktoś innych tylko tam sprząta. W polskich firmach opcja wykorzystania pracownika za jak najmniejszym kosztem jest dość powszechna i niestety zgadzając się na takie traktowanie dajemy przepustkę takim pracodawcom aby postępowali w ten sposób z kolejnymi osobami.

Nie dalej jak dziś rano na fb przeczytałam ogłoszenie do pracy na asystentkę znanej blogerki, celebrytki. Praca marzeń można by rzec! Ja bardzo chciałabym u niej pracować ale… no właśnie znów jest ale. Znana influencerka ma tak wygórowane i wręcz absurdalne wymagania, które pięknie w zawoalowany sposób mówią: zostań moim niewolnikiem za miskę ryżu (zaraz ktoś tak chyba mówi o nas polakach). Szkoda, że znane osoby często nie umieją traktować odpowiednio swoich pracowników, a nawet pomocników w kreowanym sukcesie.

Ja nadal będę szukać pracy ale nie wiem czy znajdę taką, w której poczuję się dobrze, bezpiecznie i szanowana za swoją pracę. A Wy drogie mamy/ kobiety jakie macie doświadczenia z powrotem do pracy po urlopie macierzyńskim/ wychowawczym?

Pozdrawiam Was wszystkich gorąco! ❤

6 myśli na temat “Mama wraca do pracy

  1. A czemu Ty brałaś zwolnienie lekarskie, a nie ojciec dziecka? Przecież to Ty byłaś nowa w pracy, powinnaś mieć czas i przestrzeń do wdrożenia się w nowe obowiązki i jednocześnie powinnaś pokazać szefostwu, że nie będziesz co chwilę znikać na L4, umiejąc pogodzić pracę zawodową i życie rodzinne, bo masz wsparcie męża. Wszyscy wiemy jak jest i czego obawiają się pracodawcy. Dlaczego więc ich nie uspokoiłaś, dlaczego Ty, a nie on?

    Polubienie

      1. Bo nie musi 🙂 Za dziecko odpowiadają dwie osoby: matka i ojciec. Teściowa już swoje dzieci odchowała, lepiej lub gorzej, ale nie można od niej wymagać, żeby brała odpowiedzialność za coś, czego nikt z nią nie ustalał (byłoby to creepy, tak, wiem.)
        Z tekstu wynika, że Ty chorowałaś, fakt, ale chorowało też dziecko i Ty z automatu wzięłaś wtedy wolne. Pracodawca też człowiek, musi mieć pracownika na miejscu. Myślę, że to nie jest kwestia jego złej woli, nad nim też ktoś stoi. Twój tekst natomiast poruszył sprawę, której pewnie nie chciałaś poruszyć, ale wyszło między wierszami: zaangażowanie ojca w proces wychowania dziecka, małego również. Jemu TEŻ prawo gwarantuje dni wolne na dziecko i on TEŻ miał gwarancje nietykalności w tej sytuacji. A że Ty byłaś z dzieckiem w domu od lat, to zakładam, że nigdy z tego prawa nie skorzystał, więc tym bardziej kwasu w pracy być nie mogło.
        Reasumując, w tym wypadku, to nie jest wina systemu, pracodawcy czy teściowej. Po prostu weź chłopa za kołnierz, posadź przy stole i pogadaj z nim jak równy z równym. Innej opcji nie ma.

        Polubienie

      2. Mądrze piszesz ale chory pracownik na miejscu pracy to mniej wydajny pracownik i zagrożenie dla innych pracujących w biurze. Niestety opisana przeze mnie sytuacja była pechowa, dla mnie, dla pracodawcy, dla wszystkich ale takie jest życie niektórych rzeczy nie przewidzimy. Może gdy teraz znajdę pracę to mąż weźmie zwolnienie na dziecko ale nie jest to mile widziane w firmie :/

        Polubienie

  2. Większość znanych mi mamuś przeszło jednak na działalność własną – ale to trzeba umieć, na tym trzeba się rozumieć – jaś śpiewano w pewnym szlagierze. Temat nie do udźwignięcia do czasu, aż tacierzyński będzie obowiązkowy i rozliczenie l4 zawsze po równo obojga rodziców. Aczkolwiek, ponieważ władzę trzymają panowie – potrzebna byłaby rewolucja. A na to się nie zanosi.
    Pozdrawiam. Trzymaj się ciepło i walcz.

    Polubienie

  3. U mnie niestety, ten kto więcej zarabia, mniej opiekuje się dziećmi. Teraz od pół roku mieszkamy w Niemczech i niestety ja dopiero niedawno poszłam do pracy, ale to też praca raczej na weekendy. W Polsce mogłam normalnie pracować, mama mi pomagała. Tu nie mamy nikogo. A że nie zarobiłabym tyle, co mój mąż, to niestety… Ale jeszcze dwa lata, oboje dzieci będzie na tyle samodzielne, że będę mogła rozwinąć karierę zawodową… I mam nadzieję, że jak się rozpędzę to mnie nikt noe zatrzyma :p

    Polubienie

Dodaj komentarz